7.09.2010

Scent of a Woman

Po urlopowej przerwie sięgam na górną półką. Jednakowoż napomknięcie o fabule Zapachu kobiety siłą rzeczy zakładałoby, że czytelnik tego filmu nie zna — a to musiałoby go obrazić. Ograniczę się więc do trzech spostrzeżeń.

Pierwsze dotyczy reżysera, którego nazwisko nie jest szczególnie znane. Wypada jednak pamiętać, że Martin Brest nakręcił nie jeden, a trzy kapitalne filmy, do tego pod rząd. Poza Zapachem kobiety sprzed jego kamery wyszły dwie świetne komedie sensacyjne: Gliniarz z Beverly Hills i Zdążyć przed północą. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych dostaliśmy jeszcze Joe Blacka z eschatologiczną rolą Brada Pitta. A potem? Potem Gigli i Brest trafił do reżyserskiego niebytu. Gigli został bowiem uznany za wtopę dekady i jeden z najgorszych wytworów kinematografii w ogóle. Trochę trudno mi w to uwierzyć, ale dopóki nie obejrzę, dopóty nie będę się wypowiadał.

Drugie spostrzeżenie związane jest już bezpośrednio z Zapachem kobiety. Otóż wysunę obrazoburczą tezę, jakoby film w ujęciu całościowym nie był szczególnie porywający. Sztampowy schemat — mentor odzyskuje sens życia dzięki swemu uczniowi — został zrealizowany z większym wdziękiem na przykład w Szukając siebie. O wielkości dzieła Bresta świadczy dopiero Genialna Kreacja Genialnego Aktora, który występuje w Szeregu Miażdżąco Dobrych Scen. Co więcej, nie można powiedzieć, że Szereg wynika wprost z Kreacji, bo przecież to scenariusz daje Alowi ogromne i całkowicie wykorzystane pole do popisu. Scenarzysta i odtwórca głównej roli zresztą przesadzili, gdyż film w rezultacie zamienił się w ciąg wyrazistych epizodów: pierwsze spotkanie podpułkownika i Charliego, ciach, podpułkownik urządza Charliemu wykład o cipce, ciach, kolacja z bratem, ciach, podpułkownik tańczy tango z tytułową donną... i tak dalej.

Wreszcie, w ramach trzeciego spostrzeżenia załamię ręce nad pewną zaprzepaszczoną szansą. W Zapachu kobiety Alowi Pacino partneruje Chris O'Donnell, aktor, bądźmy szczerzy, bardzo przeciętny, którego obecność na planie może i nie przeszkadza, ale którego kreacja w żaden sposób nie dopełnia podpułkownika Slade'a. Kogo natomiast widzimy na drugim planie? Młodego Philipa Seymoura Hoffmana, wtedy również stojącego na początku kariery. Straszna szkoda, że castingowcy nie zrobili roszady. O'Donnell w tle, Hoffman u boku Pacino, i już nie "kulawy" prowadziłby ślepego...

Swoją drogą, czy ktoś widział włoski pierwowzór?

★★★★★☆

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.