Niekiedy umilam sobie weekendowe śniadania filmem. Nie bywam wtedy wybredny. Wybór pada zwykle na DVD leżące na wierzchu stosiku pożyczonych na chybił-trafił filmów. Wsadzając do czytnika płytę z Cellular nie oczekiwałem niczego ponad odmóżdżającą strzelankopościgówkę. Dostałem... cóż, odmóżdżającą strzelankopościgówkę, lecz ze zdumiewająco niewielką ilością głupot i zgrzytów.
Porwana kobieta (Kim Basinger, o dziwo) próbuje wezwać pomoc przez zniszczony telefon. Dodzwania się pod przypadkowy numer, pod którym kryje się komórka młodego luzaka typu surfer. Luzak początkowo myśli, że rozpaczliwa prośba to głupi żart, ale babce udaje się go oczywiście przekonać. Rozpoczyna się więc misja ratunkowa typu urban. Na scenie rychło pojawiają się badgaje (dowodzeni przez Jasona Stathama, o dziwo) i jedyny sojusznik Ryana, policjant typu jutro-przechodzę-na-emeryturę (William H. Macy, o dziwo).
Nie-głupota Cellular polega na "wiarygodnym uwiarygodnieniu", że bohater musi zastępować stróżów prawa i że na jego trop szybko wpadają porywacze. Jak na film tego typu to naprawdę dużo.
★★★☆☆☆
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.